Robisz LEAN (1/3): a wynik co raz gorszy!

Tak, zdecydowałeś się - wchodzisz w LEAN! Niemal wszyscy dookoła zachwalają, jakie to wspaniałe wyniki można osiągnąć. Więc postanowiłeś spróbować. Zainwestowałeś w specjalistę, wynająłeś konsultanta z zewnątrz lub zatrudniłeś na etat rasowego leanowca. I co? Wyniki lecą na łeb na szyję! A nie tego się spodziewałeś...

Zacznijmy jednak od początku. Cofnijmy się o rok, może dwa wstecz i przeanalizujmy, co tak naprawdę skłoniło Cię, aby zwrócić się w stronę lean. No bo przecież nie robisz tego dla rozrywki. Odpowiadasz za wyniki firmy lub wydziału, a te od dłuższego czasu nie zachwycają. W ostatnich miesiącach nie należą już nawet do zadowalających. A Twój szef, zlokalizowany na co dzień w odległej Centrali, zaczyna wykazywać oznaki  coraz poważniejszego zdenerwowania.

Wyniki słabe, więc…

Próbowałeś już wielu metod. Prosiłeś po dobroci lub naciskałeś siłą. Były miesiące, kiedy wynik szybował wysoko do góry, ale już w kolejnych leciał na łeb na szyję w dół. Czasami udawało się wykrzesać z ludzi takie zaangażowanie, że kręcili niesamowite cyfry. Jednakże, jeśli tylko na chwilę odpuściłeś, wszystko wracało do normy. A normą jest dziś dla Ciebie NIEPRZEWIDYWALNOŚĆ. Nie masz pojęcia, jaki wynik osiągniesz w tym czy kolejnym tygodniu i miesiącu. Loteria. Pozostaje nadzieja i zaciśnięte kciuki.

Niestety – nie udaje się i kolejny miesiąc zaliczasz słaby wynik. Produktywność spada, brakowość po raz kolejny przebija sufit i osiąga nieznane wcześniej poziomy. Do tego ludzie – coraz bardziej niezadowoleni, coraz bardziej nerwowi. Jedni nastawiają się na przetrwanie, inni biorą zwolnienia lekarskie, a jeszcze inni odchodzą z pracy. Rośnie absencja i rotacja. Sytuacja staje się coraz bardziej beznadziejna. Twoje krzesło zaczyna parzyć – musisz coś zrobić. No dobrze, zrobimy lean, postanawiasz.

Weźmy fachowca

Człowiek, którego zatrudniłeś do tej roboty ma w CV kilka sukcesów. Postanawiasz postawić mu ambitne cele. Niech wdraża swoje metody, niech szlifuje produktywność, ale przede wszystkim niech coś zrobi z tą brakowością. Bo to właśnie ona co miesiąc demoluje Twój wynik. To będzie najważniejszy temat: -50% brakowości w trzy miesiące! I nie chodzi tu wcale o Twoje ambicje. Ty po prostu nie masz więcej czasu – musisz uratować wynik tego roku! Musisz co najmniej pokazać pozytywny trend. Zwrot, dzięki któremu odzyskasz zaufanie Twojego Szefa.

Dobra – zaczynamy. Pierwszy, drugi, trzeci tydzień. Nic nie drgnęło, ale wcale się nie martwisz. Człowiek, którego zatrudniłeś do tej roboty całkiem składnie opowiada o tym, co trzeba zrobić. Zresztą, otworzył Ci oczy na wiele spraw, których wcześniej nie zauważałeś. Zrobiłeś nawet notatki z tych rozmów, które uzupełniłeś kilkoma zdjęciami z gęsto zapisaną tablicą. Przez tę krótką chwilę czułeś się jak student na wykładzie. Dobry student – pojąłeś wszystko. A jeśli coś było zupełnie nowe, to dopytałeś.

..i do dzieła!

Dajesz człowiekowi wolną rękę i sam usuwasz się w cień. No, może nie do końca dowierzasz w to, co robi, ale póki co, nie przeszkadzasz. Kolejne dni i tygodnie upływają na wprowadzaniu zmian. Najpierw delikatnych, ledwo zauważalnych. Każda kolejna jest jednak poważniejsza. Zaczyna dotykać innych obszarów. Zaczyna uwierać niektóre osoby. Zaczynasz zauważać, że przyczyny Twoich problemów wcale nie znajdują się tam, gdzie myślałeś. Nie tam, gdzie wkładałeś największy wysiłek. Co gorsza, obszary w których wszystko było poukładane okazują  się być nie do końca dobrze zorganizowane.

Myślałeś, że problemem jest Twoja Produkcja. Jednak, po rozłożeniu wyniku na czynniki pierwsze, okazuje się, że temat jest bardziej złożony. Ludzie to tylko (i aż!) 1/3 składowych. Jest jeszcze dostępność maszyn, na którą zerkałeś dotychczas tylko od czasu do czasu. Ale nie zaprzątała ona Twojej uwagi zbyt mocno. Przecież chłopaki się starają – co się zepsuje, to naprawiają. Raz szybciej, raz dłużej, ale zawsze w końcu uporają się z tematem. Czasami (a niektóre często) problemy się powtarzają, ale gdzie tak nie jest?

To samo, a jednak inaczej…

Nowością było to, że każdą godzinę postoju maszyny można przeliczyć na niewyprodukowane ilości. Dotychczas patrzyłeś tak wyłącznie na produktywność. Przecież to oczywiste, że 90% produktywności daje mniej sztuk niż 100%. Nie wziąłeś jednak pod uwagę, że nawet stuprocentowa produktywność ograniczona przez dostępność maszyn nie da Ci ilości, które zamówił u Ciebie klient. Nawet 120% produktywności może być za mało, aby zrealizować wszystkie wysyłki. Zwłaszcza w gorącym, szczytowym okresie zamówień.

I do tego ta brakowość – Twój koszmar. Im większa, tym bardziej nasilona staje się kontrola jakości. No właśnie, kontrola. Myślisz, że im bardziej sprawdzasz, tym lepszy towar produkujesz? Przeczytaj to pytanie jeszcze raz! Czy więcej kontroli oznacza więcej dobrych sztuk? Niekoniecznie – mimo, że ponosisz coraz większe koszty. A presja ze strony klienta rośnie. Naciskasz na produktywność, a złą jakość odsuwasz na bok. Więcej produkujesz i więcej odrzucasz. Wysyłasz tyle, ile trzeba, ale stos braków piętrzy się coraz wyżej.

…bierzesz sprawy w swoje ręce

Teoretycznie, wiesz dziś dużo więcej, niż jeszcze kilka tygodni temu. Wszyscy wiedzą o wiele więcej. Tylko co z tego wynika? Czy pracują lepiej, więcej, szybciej? Wcale tego nie widzisz. Ubyło wprawdzie regałów na produkcji i w magazynie. Pojawiły się jakieś nowe oznaczenia (zarządzanie wizualne  – tak nazwał to fachowiec). Wiele półek, które kiedyś były pełne dziś świeci pustkami. Czy to aby na pewno w porządku? Postanawiasz interweniować. Postanawiasz poukładać wszystko według własnego uznania.

Jeszcze nie wiesz, że robisz to wbrew wprowadzonym niedawno zasadom. Nikt Ci nie zwraca uwagi, bo przecież to Ty tutaj rządzisz, zawsze tak było. Pracownicy posłusznie wykonują kolejne polecenia. W mikro-zarządzaniu zawsze byłeś dobry. Jesteś inżynierem i zawsze wiesz lepiej, niż zwykły pracownik. Wpadasz w wir… aby po krótkim czasie przypomnieć sobie, że jesteś także menadżerem, człowiekiem odpowiedzialnym za wynik wydziału lub nawet całej firmy.

Wynik, gdzie jest wynik?

Panika! Rzucasz tematy na produkcji i wracasz do tabelek. Oczami Twojego księgowego przeliczasz to, co widziałeś na dole na wynik finansowy. Mnóstwo zmarnowanych pieniędzy zalega w pojemnikach ze złomem produkcyjnym, w zablokowanym materiale, we wstrzymanych paletach wyrobów gotowych. Okazuje się, że maszyny mają więcej przestojów, niż Ci wcześniej raportowano (nie miałeś wykresów, ale wierzyłeś na słowo). Do tego ludzie ociągają się z produkcją bardziej, niż kiedykolwiek.

Basta! Dosyć, finito, koniec, kwita i  szlus! Już widzisz ten ociekający czerwienią wykres, który pojawi się w zamknięciu miesiąca! Czy cele, które założyłeś zostały osiągnięte? Nie! Czy wynik bieżącego miesiąca będzie lepszy, niż poprzedniego? Nie! Czy może wydałeś mniejsze pieniądze do osiągnięcia tego słabego wyniku? Też nie! Przecież zaangażowałeś o wiele większe zasoby, niż dotychczas. Minęły trzy miesiące, a efektów nie widać. Postanawiasz przerwać temat. Jednym cięciem zamykasz projekt!

…no i co dalej?

Tyle z Twojego  punktu widzenia. Szefa, który chciał dobrze, ale nie wiedział jak się do tego zabrać. W kolejnym wpisie, wzorem analityków giełdowych, przedstawiam analizę techniczną wyników Twojej produkcji. Wyjaśniam co i dlaczego się w nich wydarzyło. A także, jaki mógłby być ciąg dalszy, gdyby nie Twoja gwałtowna i jakże NIEŚWIADOMA decyzja. Przeczytaj, co było dalej: Robisz LEAN (2/3): zrób go od podstaw!